Koncert: Chainsaw, Totem, Exlibris - 07.05.2006, Warszawa, klub Progresja

Rzecz godna podziwu, żeby nie powiedzieć naśladowania. Zespół Chainsaw wyruszył w drugą od czasu wydania płyty The Journey Into The Heart Of Darkness trasę koncertową. U boku zespołu Totem, pod sztandarem Metal Marathon Tour 2006 pojawili się w ośmiu miastach, zapraszając do wspólnej konfrontacji scenicznej lokalne supporty. W warszawskim klubie Progresja zaszczyt ten przypadł zespołowi Exlibris.
W momencie kiedy dotarłem do klubu i zostawiłem rzeczy w szatni, moje ucho zdołało wychwycić przeróbkę Out Of The Silent Planet Żelaznej Dziewicy. Trochę ryzykowne posunięcie brać się za kompozycje stricte gitarową mając w składzie instrumenty klawiszowe, ale do odważnych świat należy. Mnie nie za bardzo zachwyciło. Zdaje sobie sprawę, że numery Ironów dobrze są przyjmowane, ale trzeba mieć jeszcze świadomość udźwignięcia partii wokalnych Bruca, a te wokalistka Exlibris, Joanna Borecka, nie zdołała nawet poruszyć. Mowa tu o jednym – dwóch (bis) utworach więc powstrzymam się od dalszej oceny. Przyjęcie było owacyjne i tym samym można sądzić, że zadanie rozgrzania publiczności została wykonane pozytywnie.
W sumie to nie wiem czy Totem potrzebuje innych wykonawców aby rozruszać publikę pod sceną. Wystarczyły pierwsze takty aby szaleństwo pod sceną rozpętało się na dobre. Mając jeszcze świeżo w pamięci występ zespołu na festiwalu Metalmania spodziewałem się równie dobrego o ile nie lepszego występu. Nie zawiodłem się ani trochę. Znów zebranymi zawładnęła dwójka wokalistów – Wera i Auman – napędzana gitarowym motorem duetu Dzierżu i Rudy. Nie pozwolono nam na wytchnienie, nie uwaga groziła zmiażdżeniem pod kołami sekcji rytmicznej Fulby i Toma.
Dwa koncerty w przeciągu zaledwie czterech dni potwierdziły moje przypuszczenia. Totem to zdecydowanie zespół koncertowy. Występy na żywo i wygenerowana w ten sposób energia, której nie udało się oddać na płycie Day Before The End, to silne atuty zespołu. Jeśli tylko zobaczycie w swojej okolicy plakat z ich logo nie przegapcie okazji. Ten sekstet z uśmiechem na twarzy zbiera żniwo swoich wyznawców, bawiąc się przy okazji równie dobrze jak my pod sceną. Nie zabrakło jak najbardziej zasłużonego bisu i przy aplauzie publiczności zespół zszedł ze sceny.
Witając się z publicznością wokalista Chainsaw Maxx podzielił się z nami refleksją, że nie jest łatwo występować po takim zespole jak Totem. Może to i racja, jednak bydgoszczanie nie od dziś stoją na scenie i równie szybko jak ich partnerzy z trasy zdołali zawładnąć zebranymi pod sceną. Nie było z tym problemu i temperatura bardzo szybko sięgnęła zenitu. Jak zauważył Maxx, kapało z sufitu nad sceną. Przypisał to zjawisko – zasługę publiczności. Dziwnym nie może być, jeśli gra się z takim powerem, że głowa sama się kręci, a gardło wyrywa się do śpiewania kolejnych refrenów na przemian z chóralnymi okrzykami z pomocą gestykulacji rąk i oklasków. Oprócz kompozycji już znanych z płyt, usłyszeliśmy dwie przeróbki, w tym Ashes To Ashes nieodżałowanego Faith No More oraz dwie nowe kompozycje. Zabawa nabrała niespotykanego tempa i nic się spostrzegliśmy zapowiedziano ostatnią kompozycję. Nie tak łatwo schodzi się ze sceny w Progresji kiedy zagrało się taki koncert. Były więc bisy, oklaski, a chwile potem pamiątkowe zdjęcia i autografy.
Kolejny udanie spędzony wieczór w Progresji. Na koniec pomyślałem sobie, że powoli staje się prestiżem zagrać na scenie tego klubu. Chainsaw i Totem nie po raz pierwszy mieli tą okazję. Wykorzystali ją w 100%, a to powoduje, że nawet przez sekundę nie pomyślałem, o tym, że mógłbym robić w tym czasie coś innego. Nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejne okazje.
___
Tekst z 2006

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz