Koncert: Donots, Organizm - 24.01.2006, Warszawa, klub Stodoła

Nie tylko mroźna pogoda była powodem tak niskiej frekwencji tego wieczoru w Stodole. Płyty niemieckiej grupy Donots są nieosiągalne na polskim rynku. Chyba zadziałała poczta pantoflowa, ktoś komuś powiedział, tamten przekazał dalej, a to ktoś zajrzał na ich oficjalną stronę internetową. Owszem byli i tacy, którzy każdy tekst znali i chętnie śpiewali.

Rola rozgrzewacza przypadła jednemu z uczestników konkursu Młode Wilki, grupie Organizm. Dla mnie miłe zaskoczenie. Wokal, bas, gitara i perkusja, trio, z którym można zdziałać wiele lub nic. W przypadku Organizmu zdecydowanie stawiam na to pierwsze. Muzyka być może nie oryginalna, ale mieszanka wpływów była tak wielka, że w końcu odpuściłem sobie domysły i zabawę w skojarzenia, a oddałem się w pełni słuchaniu. Działo się wiele i nawet gdy pękła struna w basie, pozostali na scenie gitarzysta Tomek Gogolewski wraz z perkusistą Kubą Affelskim potrafili wypełnić ten czas improwizacją. Dzięki temu utrzymano atmosferę koncertu i powrót basisty Jędrka Dąbrowskiego umożliwił ciąg dalszy, a nie zaczynanie wszystkiego od początku. Surowy rock, bez monotonii, pełny nieoczekiwanych zmian tempa, trzymające w napięciu do ostatniego dźwięku. Grupa jak najbardziej godna polecenia.
Przerwa i już po chwili nie widząc jeszcze nigkogo na scenie słyszymy dźwięki gitar. Wbiegają i od razu widać, że będzie żywioł. Nie wiem czy przed wejściem ktoś mówił im o ilości zebranych ludzi pod sceną, ale jakiegoś wielkiego problemu to dla nich nie stanowiło. Okazało się, że znacząca większość skoro przyszła to z założeniem dobrej zabawy. Donots zapewniła im ją w 100%. Niemcy grają punk rocka, lub jak to ktoś ładnie określił soft punka, czyli coś z pokroju Green Day czy The Offspring. Schemat utworów w dużej mierze bez zmiany, czyli wstęp, bum, skok i lecimy, zwrotka, chóralnie odśpiewany refren. Tempo utrzymane od początku do końca na równym poziomie. Widać, że zdają sobie sprawę z tego do czego służy scena i że to ona może powiększyć grono odbiorców.
Ponoć chłopcy przyjechali do Polski z Litwy i pomimo zimna objeżdżają tak Europę. Może to właśnie spowodowało brak płyt nawet na stoisku z gadżetami. Kto więc chciał zakupić CD w Stodole i kontynuować zabawę w domowym zaciszu, musiał obejść się smakiem. Rozsądnie myśląc ten stan rzeczy powinien się zmienić, biorąc pod uwagę przyjęcie publiczności, która owacyjnie oklaskiwała grupę. Miejmy nadzieje, że nie była to tylko kurtuazja i muzycy także będą dobrze wspominać ten koncert.
Po wyjściu ze Stodoły okazało się, że i mróz nieco zelżał. Nie był to jednak jedyny pozytywny aspekt tego wieczoru. Mimo, że konwencja, w której porusza się Donots zniknęła z salonów i do czasu kiedy nikt nie odświeży jej formuły raczej nie zostanie ponownie zaproszona, Niemcy wydają się tym nie przejmować. Podsumowując, polski Organizm okazał się lepszy w swej artystycznej drodze, proponując ciekawszą muzykę. Natomiast niemiecki Donots na przekór wydaje się stawiać przede wszystkim na dobrą zabawę, stając się na scenie muzycznym monolitem, skutecznie ukrywającym swoje niedociągnięcia. Zebrani 24 stycznia w Stodole mieli okazję poznać dwie ścieżki muzyki niezależnej, tym samym nikt nie powinien narzekać.
___
Tekst z 2006

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz