Koncert Vader, Lost Soul, Ceti, Crionics - 10.10.2004, Katowice, Mega Club

Jesienna batalii pod hasłem Blitzkrieg przetoczyła się przez Katowice. Imponujący tłum rządnych walki. Bramy (piekieł?) otwarły się około 18. Odbiór zarezerwowanych biletów i kroki skierowane ku barkowi. Wybija 19 i na scenie pojawia się Crionics. Bitwa rozpoczęta.


Ostatnim koncert w podobnym klimacie widziałem w 1998 roku. Dość dawno, a czas jakby się zatrzymał. Potężnie, masywnie do przodu. Przyozdobione klawiszem. Na pewno Crionics wyszedł obronną ręką. Dawka, jak dla mnie, wystarczająca.

Kosmetyka sceny i już na scenie Ceti. Fanem Grzegorza jestem od dawien dawna, ale dopiero tego wieczoru dane mi było zobaczyć go na żywo. Charyzma i niesamowita pasja w tym co robi. Sprawnie poradził sobie z publicznością pod sceną. Najjaśniejszym punktem jak dla mnie było oczywiście Sztuczne oddychanie. Ceti okazał się doskonałym złapaniem oddechu po Crionics, a przed kolejnym wykonawcą.

Ten okazał się dla mnie największym zaskoczeniem tego wieczoru. Zaskoczeniem jak najbardziej na plus. Lost Soul! Znam ich płytę Übermensch (Death Of God) i spodziewałem się jakiś klimatów, a tu proszę. Widzieliście kiedyś aby ktoś na wojnie używał buldożerów? A tak się właśnie czułem biorąc udział w ich koncercie. Żadnych jeńców, żadnej litości. Czas pędził nie ubłaganie. To chyba przez muzykę rozpędzoną do granic możliwości. Przyszedł czas na finałową bitwę.

Sala wypełniona po brzegi. Euforia, na scenie - Vader! Ciężkie czołgi potrzebują rozpędu, aby potem gnać już przed siebie. Peter, Mauser, Novy oraz Daray przygotowani bezbłędnie. Maszyna naoliwiona. Niszczyć wszystko kolejnymi pociskami. Out Of The Deep, Dark Transmission, Cold Demons, Wings, Black To The Blind, Crucified Ones, The Nomad, Choises... Zagrane nie koniecznie w tej kolejności, ale z energią i pasją. Chwilowe pauzy i kolejne Fire!. Dwie salwy zwycięstwa na koniec w postaci Sothis i Carnal i koniec.

Pożegnanie, zejście do baru. Kilka słów z Jackiem Hiro (wcześniej miałem przyjemność poznać samego Mariusza Kmiołka) i powoli ruszamy na zewnątrz gdzie czeka na nas już samochód z kierowcą. Dwóch funkcjonariuszy sprawia jednak, że to nie koniec wrażeń tego wieczoru. Szkoda, że zgoła odmiennych, ale cóż nie ma co narzekać. Grunt, że koncerty wielkiej klasy, że czas nie stracony, że uczestniczyło się w świetni zorganizowanej imprezie.
___
Tekst z 2004

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz