Kat - Mind Cannibals

 List otwarty (2009)
Do pana Piotr Luczyka, 
gitarzysty zespołu ADRENALINA, 
zwanego dalej KATem.

Kat Mind Canniabals
Kat Mind Cannibals, zdjęcie: okładka płyty
Z pewnością słyszał pan o Dimebag Darellu, tragicznie zmarłym gitarzyście DAMAGEPLAN. Z pewnością orientuje się pan też, że zanim założył on ten zespół współtworzył legendarną Panterę. Jestem przekonany, że pan zna ten zespół. Podejrzewam, że jak wielu pana kolegów po fachu, tak i pan rozgryzał tajniki gry tego wybitnego instrumentalisty. Zastanawia się pan pewnie dlaczego wspominam Wielkiego Dimebaga przy okazji płyty Mind Cannibals, którą nagrał pan wraz z kolegami? Jeśli choć trochę interesuje pana metalowy światek to wie pan, że w Panterze śpiewał niejaki Phil Anselmo. Nie był on pierwszym wokalistą w tym zespole, jednak uczestniczył i odcisnął znaczące piętno na płytach, które przyniosły tej grupie rozgłos i szacunek. Animozje i nieporozumienia pomiędzy Philem, a resztą grupy doprowadziły to do sytuacji, że Dimebag, jego brat Vinnie Paul oraz Rex Brown rozstali się z wokalistą. Znaleźli zastępstwo, ale nowe nagrania nie ukazały się już pod nazwą Pantera, która przyniosła im zasłużoną sławę. Rozpoczęli nowy rozdział swojej kariery, który światu znany jest jak Damageplan.


Pan, panie Piotrze, jeszcze nie tak dawno wypiął się na cały Kat i zaczął działać pod nazwą ADRENALINA. Wierzę, że pan i pana koledzy z ówczesnej ex grupy jesteście osobami dojrzałymi, które potrafią ze sobą rozmawiać. I znów pojawił się pan w szeregach macierzystego zespołu. Reedycje starszych wydawnictw, koncert u boku Iron Maiden, wydany na płycie koncertowej i DVD. Poczuł się pan znów jak u siebie. Poleciały pierwsza głowa i z zespołem pożegnał się jej wieloletni perkusista Ireneusz Loth. Pewności siebie panu nie brakowało, a z prasowych przecieków można było wnioskować, że zadomowił się pan na dobre. Do tego stopnia, że podczas przygotowań do nowej płyty ściął pan kolejną głową. Tym razem postaci, z którą KAT był, jest i będzie utożsamiany. Roman Kostrzewski wokalista i autor jedynych w swoim rodzaju tekstów przestał być częścią Kata. Przynajmniej tak jest w pana opinii, bo jak wiadomo koncertuje i nie boi się afiszować swoich występów nazwą zespołu, z którym był związany od lat. Strasznie to pana wkurza. Odgrażał się pan, że udowodni wszystkim iż Kat to pan. Postawił pan za mikrofonem niejakiego Henry Becka i wzięliście się ostro do pracy. Owocem sesji jest płyta nazwana z angielska Mind Cannibals.

W tym miejscu chciałbym zapytać co stało się z utworami jakie miał pan przygotowane jeszcze w czasach wspomnianej już tutaj Adrenaliny? Pojawiły się głosy, że: a) nikt nie chciał panu tego wydać, b) lwia cześć tego materiału znalazła się na nowej płycie Kata. I w tym miejscu wracam do sedna moich wywodów. Otóż skoro zmienił pan wokalistę, zmieniając tym samym w dużym stopniu charakter Kata, czy nie lepiej było, wzorem ś.p. Dimebaga Darrella, zmienić także nazwę, choć nawet na Adrenalina? Spokojnie mógłby pan mówić, że to pana zespół, wszak Mind Cannibals przesiąknięty jest pana wpływem. Rozpycha się pan łokciami, spychając nawet na drugi plan nowy głos zespołu. Nikt nie powiedział panu, że jest pan wręcz męczący? Wiem, że jest pan dobrym instrumentalistą, przydałoby się jednak popracować jeszcze nad zespołowością, bo przecież o zespole tutaj pisze, a nie o projekcie solowym Piotra Luczyka, prawda?

Kolejnym argumentem przemawiającym dla mnie za zmianą nazwy były teksty, a raczej język, w jakim powstały. Nie wiem, czy gdyby nie doszło do rozstania z Romanem Kostrzewskim powstałaby płyta anglojęzyczna, choć śmiem sądzić, że raczej powstałyby tekst w języku ojczystym. Być może ma pan rację, że dziś trzeba być bardziej otwartym i poza granice Polski, a i u nas nieustannie rośnie liczba ludzi znających język angielski. Skoro więc patrzy pan z nadzieją na zaistnienie poza Polską dlaczego nie spróbował pan tego pod inną nazwą? Sądzę, że i łatwiej byłoby przekonać tutaj tych, którzy czują niesmak do całej sytuacji jaka wynikła w związku z nazwą Kat przed wydaniem Mind Cannibals. Zacząłby pan z obecnymi kolegami nowy rozdział, a może w między czasie i ze starymi podałby pan sobie rękę na zgodę. W zaistniałej sytuacji nie ładnie wszystko pachnie i jeśli dojdzie do wielkiego powrotu oryginalnego składu nie omieszkam znów o tym panu przypomnieć.

Stwierdzam zatem, że nazwa Kat potrzebna jest panu tylko i wyłącznie z marketingowego punktu widzenia. Bojąc się podjąć startu pod inną nazwą wątpliwym staje się pana kunszt kompozytorski. Dowodem tego najlepszym płyta Mind Cannibals. Nie jest dla pana problemem stworzenie kilkudziesięciu minut muzyki. Aby nie być posądzonym o zjadanie własnego ogona nawet posłuchał pan tego co dziś modne wśród dzieciaków. Brzmi, nie powiem, mocno i z kopem, tylko czy nie okaże się, że panu z rękawa wypadają takie kompozycje, że z pana to dobry rzemieślnik? I będzie pan wpychał swoje dwa grosze na ten i tak zapchany rynek, a pomoże panu w tym legenda, którą jest nazwa Kat. Polscy fani, dzięki, którym tyle ten zespół znaczy w naszym kraju, już pana nie interesują. Nie przejął się pan faktem, że żadna z nowych kompozycji nie osiągnie takiego statusu jakim cieszą się starsze utwory. Przypominam, że sam pan mówił iż inaczej pan komponować nie potrafi. I mówił pan to odnośnie Adrenaliny, o którą miały odbić się echa katowskiego brzmienia. Nie rozumie pan tego, czym dla fanów był KAT. Gdyby był pan tego świadomy nie wydałby pan Mind Cannibals z logiem tego zespołu. Zrobił pan tak jak uważał i zabrał pan więc kolegów na wózek, który nieuchronnie stacza się w dół. Płyta Mind Cannibals nie wiele przyczynia się do zwolnienia jego prędkości. Ktoś czasem spojrzy i sprawdzi czy jeszcze jesteście i co u was słychać. Powrót na górę umożliwi wam tylko jedna podana ręka...

Nie chciałbym już zajmować czasu domysłami jak brzmiałaby i zatytułowana byłaby nowa płyta z oryginalnym wokalistą. Na pewno udałoby się bardziej odwrócić uwagę od samych kompozycji rozważając kolejne teksty Romana Kostrzewskiego. Tym czasem nowy wokalista, posiadając dobry głos, nie tylko skazał się na porównywania do pierwowzoru, lecz również tak naprawdę nigdy nie rozpostrze do końca skrzydeł. Winny temu będzie pana upór, że nie przedstawił pan tego człowieka w nowym zespole, pod inną nazwą. Nie da się oddzielić nazwy od tytułu płyty. Gdyby nawet jednak porzucić wątpliwości i zastrzeżenia co do Mind Cannibals i jej racji bytu jako płyty Kata, to jej zawartość mieni się jako dobrze odegrane i wyprodukowana muzyka. Problem w tym, że w roku 2005 taki stan rzeczy odzwierciedla co druga płyta na rynku. Aby wybić się z tłumu trzeba wykazać się jeszcze czymś więcej, co nie da spokoju i zmuszać będzie słuchacza do kolejnego sięgnięcia po ten CD. Niestety nie zawsze rzemieślnikom zależy na byciu artystami. Sensacji i pokłonów nie ma. Tym gorzej więc, że ośmioletnie złudne czekanie na następce Szyderczego Zwierciadła okazało się czasem straconym. Kat a.d. 2005 to nowy zespół, który wylewając pomyje zmył z kart swoją historię, dziś nikomu widać potrzebną. Krytykując dzisiejszy byt człowieka, doskonale wkomponował się we współczesność stając się plastikowym produktem, z jasno i precyzyjnie określonym celem.

Kończąc chce tylko panu powiedzieć, żeby robił pan swoje. Nie obchodzi mnie to już zupełnie. Nie jest pan postacią, która przyciągałaby grą, czy też osobowością. Wystawiam płycie Mind Cannibals dwie gwiazdki z respektu dla Jarka Gronowskiego i Krzysztofa Oseta.
Z poważaniem

Jako odpowiedź przedstawiam opublikowaną na łamach onet.pl wiadomość:
Myślę że nadal boli niektórych fanów Romka to, że nic ciekawego nie udało mu się ani nagrać ani napisać od momentu rozpoczęcia kariery w duecie z Lothem. Dowodzi to jednego – dla moich byłych kolegów z zespołu niewykonalnym jest stworzyć materiał muzyczny choć w połowie utrzymany na poziomie »Mind Cannibals«. W końcu to już pięć lat i nadal czekamy na jakąś odpowiedź. Żadne listy nie zmienią faktu iż Kostrzewski z Lothem nie skomponowali płyty choćby nawiązującej do dokonań KATa, a jedynie udowadniają iż ich wkład w KATa ze starych lat był taki jak ich obecne przedsięwzięcie pod szyldem Kat z Romanem – czyli niewielkie lub jedynie odtwórcze (nie piszę o tekstach bo żeby powstały to najpierw musiałaby powstać muzyka). Dlatego też nie ma sensu rozpisywać się w listach o duchu zespołu, charakterze kompozycji czy kwintesencji brzmienia jeśli do punktu odniesienia (czyli płyty KATa »Mind Cannibals« jak i starszych albumów) nie możemy nic porównać prócz solowego dzieła Romana »Woda«. Poczekajmy z ocenami naszych twórczości do momentu aż coś zostanie wydane, bo na razie jest tylko »Mind Cannibals«. Tak na marginesie życzę chłopakom jak najlepszej płyty bo na to zasługują i na to ich stać. Po drugie nasz rodzimy rynek metalowy czeka na muzykę a nie na eksperymenty socjologiczne.

Pozdrawiam wszystkich fanów Kata, i tych starych bez których by nas nie było, i tych nowych dla których jesteśmy jeszcze nieodkrytą kartą. Pozdrawiam również fanów Romana – jesteście takimi samymi odbiorcami muzyki jak ja. Macie swe zdanie i jesteście wierni swym przekonaniom. I za to Was szanuję.
___
Płyta Kat Mind Cannibals, wydawca Mystic Production 2005

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz