Exodus

Bonded By Blood (1985, Torrid Records)
Exodus czyli thrash czystej krwi. Płyta debiutancka i co by nie mówić nie brakuje jej energii i spontaniczności czyli tego co w thrashu chyba najważniejsze. Takie płyty nagrywa się tylko raz. Potem wraz z dojrzałością zaczyna tego czy owego brakować. Bonded By Blood można spokojnie postawić obok debiutu Testament The Legacy. Historia jakże podobna - najlepsze płyty zarówno Exodus jak i Testament to właśnie debiuty.
___
Tekst z 2001

Tempo of The Damned (2004, Nuclear Blast)
Na dołączonej do 25 numeru Mystic Art składance znalazła się kompozycja Blacklist grupy Exodus. Z całego zestawu najbardziej wpadająca w ucho i pozostająca na długi czas. Na tyle długi, aby nie dawało to spokoju. Wiedziałem, że wcześniej czy później przyjdzie mi się zetknąć z całym materiałem z płyty Tempo of The Damned.
Nie powiem aby z zapartym tchem śledził poczynania chłopaków z Exodus. Jednak płycie Tempo of The Damned nie sposób się oprzeć. Zagrany z takim polotem thrash zwala wręcz z nóg. Chłopaki, jakby nie patrzeć już nie tacy młodzi, a wymiatają jak się patrzy. Ma się wrażenie jakby Exodus wszedł do sali prób i chórem krzyknął Dajmy czadu! I dali, z takim kopem, że usiedzieć się przy tym absolutnie nie da. Gitarki tną jak żylety, wtóruje im sprawna sekcja, a jedną klamrę łączy to wszystko Steve Zetro Souza.
Nie wiem co mam jeszcze dodać, bo cóż tu można dodawać? Tego trzeba posłuchać, pomachać głową, zakręcić młyna włosami piórami. Serce się raduje gdy na rynku pojawiają się takie płyty. Koledzy po fachu z zespołu Anthrax powinni zasięgnąć porady jak nagrać po latach płytę prosto z serca, a nie z punktu widzenia ekonomicznego.
___
Tekst z 2004

Shovel Headed Kill Machine (2005, Nuclear Blast)
Minął czas kiedy płyty ulubionego gatunku łykało się bez kręcenia nosem. Każda moda na jakiś gatunek tonie pod zalewem rynku tandety. Wtedy nastaje czas nostalgii, który przerywa co jakiś czas jedna perełka. W ubiegłym roku była nią Tempo Of The Damned grupy Exodus. Niestety los nie oszczędzał tego zespołu. Uporano się z problemami, głównie personalnymi, zakończyło się przedstawieniem światu nowego składu. Exodus zasili wokalista Rob Dukes, gitarzysta Lee Altus oraz znany choćby z gry w Slayer i Testament Paul Bostaph. Zreformowany zespół przedstawił światu nową płytę, której tytuł to Shovel Headed Kill Machine.
Rzucająca się w oczy okładka sugerować mogłaby, że zespół nie zamierza nas oszczędzać. Zgłodniali nowych, równie świetnych co na Tempo Of The Damned dźwięków odpalamy CD i już wiadomo, że ta niszczycielska machina tylko z zewnątrz wygląda tak groźnie. Nie jest tak, że dominuje tutaj odczucie rozczarowania. Nie jedna grupa chciałaby nagrać taką płytę, ale dla kogoś kto posłał świat na kolana swoją poprzednią płytą to zbyt mało. Nie jako zdaje sobie sprawę, że powinienem spojrzeć na tą płytę jako na nową jakość. Nie da się tego dokonać mając mocno w pamięci poprzednie studyjne wydawnictwo zespołu. Cóż więc począć z Shovel Headed Kill Machine? To płyta na naprawdę wysokim poziomie. Problem jednak w tym, że ten poziom potrafią osiągnąć już nie tylko weterani sceny lecz także młodzi, gniewni, pełni energii i świeżych pomysłów. Do nich zaliczyłbym choćby polski Virgin Snatch i ich tegoroczny album Art The Lying.Wracając jednak do Exodus, można zadać sobie pytanie czy pośpiech z wydaniem nowego materiału był konieczny. Może wzorem kolegów z Testament, którzy do dziś ociągają się z następcą doskonałej The Gathering, można było poczekać z premierą. Ograć się na żywo, a nuż przyszłyby do głowy nowe jeszcze lepsze pomysły. Tymczasem pośpiech z wydaniem nowej płyty nie wyszedł do końca na dobre, przynajmniej słuchaczom. Być może to krzywdzące, że mimo wszystko nie tak złego materiału nie pojawiają się tutaj pochwały, ale od kogoś kto dokonał już tyle w swej karierze można wymagać dużo. Znacznie więcej niż proponuje nam Exodus w roku 2005.
___
Tekst z 2005

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz