Kobong

Kobong (1995, Izabelin)
Albert Rosenfield, Sweet Noise i Kobong. Debiuty tych zespołów pojawiły się równocześnie, ze znaczkiem tego samego wydawcy. Wszystkie trzy płyty z zupełnie odmienną muzyką. Kariery (o ile o czymś takim w ogółem można mówić) potoczyły się w podobny sposób. Za najbardziej ambitne dzieło uznano krążek Kobong (między innymi płyta miesiąca w magazynie Brum). Pierwszy kontakt z muzyką tego zespołu to utwóry Dolina, Rege, do którego powstał również teledysk. Drugi to kaseta z całym materiałem płyty zakupiona po przecenie. Miałem szczęście i tak. Dziś płyta jest praktycznie w ogóle nie osiągalna i nie raz spotkałem się z ogłoszeniami chęci jej odkupu. Do tej muzyki trzeba było dojrzeć i niech nie dziwi fakt, że bardziej do ucha przypasował mi choćby Albert Rosenfield.
Muzyczny pejzaż krajobrazu chaosu. Dzieło? Niebanalne. Przemyślane. Co może pomyśleć muzyk, który nagrał taką płytę, a słuchając innych płyt o wiele słynniejszych, zdaje sobie sprawę, że stworzył coś naprawdę wielkiego, a tak nie wielu to słyszało? Trzeba kochać muzykę, aby tak tworzyć. Ilu to rozumie? A ilu zrozumiało Kobong? Powiększcie ich liczbę. Ja idąc kiedyś ulicą i słuchając jej na słuchawkach zacząłem się w wsłuchiwać w samą grę basu. Ten instrument czyni tu cuda. To cud, że ten zespół miał szansę zaistnieć. Szkoda, że tego nie doceniliśmy bardziej.

Chmury nie było
(1997, Metal Mind)
Jest lipiec 2003. Od wydania debiutu Kobong minęło osiem lat. Zespół dorobił się statusu kultowego. Bieżący rok miał przynieść reedycję drugiej płyty zespołu Chmury nie było (dzięki Offmusic). Do powrotu zespołu nie doszło, ale coraz głośniej robi się o dwóch zespołach, w których muzycy Kobong się udzielają - Neuma i Nyja.
Nie obyło się ponoć bez problemów jeśli chodzi o wydanie tej płyty. Ukazała się i tak naprawdę trudno określić do ilu ludzi trafiła. Inni muzycy popadali w zachwyt. Ilu jednak w ten sposób odstraszyło potencjalnych słuchaczy? Ci, którzy przekonali się, że Kobong to coś wyjątkowego sięgnęli po drugi krążek. Sięgnąłem i ja.
To nie jest muzyka, którą puszczacie sobie jako tło na przykład do gry na komputerze. Przegracie, bo ta muzyka wymusza w Was zwrócenie na nią uwagi. Świat jest na tyle wielki, że spokojnie mógłby pomieścić obok takich muzycznych potęg jak Voivod, czy Meshuggah także nasz Kobong. Przypadkowo mógłbyś stwierdzić, że nic na tej płycie się kupy nie trzyma, że każdy z muzyków idzie w swoją stronę. Intrygujące? Zatem słuchasz jeszcze przez chwile i już wiesz, że ten bałagan układa się w coś sensownego. Jeśli dojdziesz do takiego wniosku to wiec, że oto masz przyjemność z obcowaniem z jednym z największych dzieł rocka. Nazwij się szczęściarzem, bo przed Tobą wiele niesamowitych chwil z muzyką, która przelotnym słuchaczom wydaje się za trudna.
___
Tekst z 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz