Koncert: Armia, Anastasis, Gang Olsena - 30.04.2005 – Chorzów, WPKiW

Słońce, zieleń dookoła i tylko ptaków śpiew zagłuszony muzyka płynnącą z głośników. Na początek Gang Olsena. Niestety o ile nam nie śpieszyło się pod scenę, o tyle zespół odbębnił swoje i zwinął się czym prędzej udając się na kolejny koncert gdzieś tam. Po Gangach na scenie zainstalował się Anastasis. Skąd mi przyszło do głowy, że zespół ten gra progresywnego rocka?
Gdzieś mi coś dzwoni, ale jeszcze nie wiem gdzie. Zamiast dźwięków pełnych pejzaży dostaliśmy kopię dźwięków spod znaku Limp Bizkit, czy Linkin Park. O ile kolegom z rodzimego podwórka, grupie Kangaroz takie granie wychodzi na prawdę przekonująco, o tyle Anastasis powtarza w kółko schematy, które przy którymś tam numerze zaczynają nużyć. Niby dwóch wokalistów, ale żaden z nich nie odważy się na jakieś rapowanki. Przekaz z założenia mający być pozytywnym, raczej nie przekonuje. Droga daleka przed nimi i jeśli nie obiorą kursu choć trochę pod górkę, opierając się tylko na sprawdzonych patentach, wkrótce spotka ich los podobny do setek takich samych zespolików na jeden dwa sezony.
Na polu boju pozostała Armia. Podglądając rozstawienie sprzętu i strojenie instrumentów wiadomo już było, że nie ma Popcorna. Widać nie ma on szczęścia do chorzowskich koncertów plenerowych. Mam nadzieje, że jego nieobecność ogranicza się tylko do tego koncertu i zobaczymy go jeszcze w szeregach Armii. Paweł Klimczak musiał sobie radzić sam i wbrew moim obawom wypadł więcej niż przekonująco. Mocne wejście na początek w postaci Inaczej niż zwykle i już wiadomo, że zabawa będzie przednia. Oprócz sprawdzonych rzeczy usłyszeliśmy także utwory z ostatniej płyty Ultima Thule, między innymi Poza prawem, który ku chyba nie tylko mojemu zaskoczeniu pojawił się po raz drugi jako ostatni z bisów. Były też Strzały znikąd, chłopcy stąd. Na żywo sprawdzają się one równie dobrze co stare sprawdzone hity. Nie ukrywam, że osobiście najlepiej podobały mi się tym razem utwory jeszcze sprzed epoki Popcorna, czyli klasyki z dużym naciskiem na Legendę. Trudno mi orzec co powodowało ten stan rzeczy, czy nieobecność mistrza gitary, czy też zespół przyłożył się do nich najbardziej. Choć o jakimkolwiek odpuszczaniu ze strony Budzego, Pawła, Dr. Kmiety i Ślepego tego wieczoru nie było mowy. A skoro już wspomniałem o Ślepym to stwierdzam z pełną świadomością, że w końcu Armia doczekała się naprawdę porządnego strzału.
Armia nie zawiodła, zagrała równy i rzetelny koncert, będący podstawą do udanej zabawy tego wieczoru.
___
Tekst z 2005

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz