Festiwal Ozzfest: Ozzy Osbourne, Tool, Slayer, Decapitated - 29.05.2002, Katowice, Spodek

Przed napisaniem własnej relacji postanowiłem zapoznać się z tym co napisali inni, czy to w prasie czy w Internecie. Po owej lekturze poczułem się co najmniej dziwnie. Dlaczego? Bo wszystkie relacje okazały się zdawkowe. Czy naprawdę dla nikogo nie było to święto na miarę dajmy na to Monsters Of Rock z ’91? W końcu na jednej scenie zobaczyliśmy trzy odmienne stylistycznie, ale wielkie w swoim rodzaju zespoły. Podobnie było w Chorzowie, ale kto to dziś pamięta…

Pierwszym zespołem, który było nam zobaczyć był Anti-Product, ale w momencie kiedy schodzili ze sceny. Polski Decapitated zabrzmiał jak na death metal dobrze, a i czas występu na takiej imprezie wydawał mi się wystarczający. Niewątpliwie dla takiego zespołu to ogromna szansa pokazać się przed inną niż tylko death metalowa publiczność, tylko ilu z obecnych w tym dniu w Spodku kupi ich płytę? A ta mocno zachwalana jest nie tylko przez krajową prasę, ale przede wszystkim zachodnią. Zapaliły się światła i nadszedł czas aby zająć dobre wygodne miejsce. Światła zgasły a z głośników popłynęły pierwsze dźwięki grane przez Slayer. Dla mnie ich występ był rewelacyjny! Zagrali wszystko co wg mnie mają najlepszego! Ważnym faktem był ich występ w oryginalnym składzie z Dave Lombardo za bębnami. Myślę, że nie zawiedliśmy ich, a i oni nas również (choć dla wielu nie dosyt pozostał spory). Po przerwie przyszedł czas na Tool. Ponoć wg wielu lepsze brzmienie niż Slayer, czy na pewno? Wg mnie i stefana za głośno. Ich muzykę można było spokojnie odbierać przy nagłośnieniu zbliżonym do Slayera. Niby widowisko, z tym, że mnie w pewnym momencie zaczęło się to kojarzyć z animacjami rodem z programów multimedialnych (vide Windows Media Player) kiedy to puszczona leci sama muzyka. Nie wiem czy wszyscy mnie zrozumieją, ale dla mnie o wiele lepszym widowiskiem są te koncerty kiedy na scenie jest ruch, połączony ze świetnymi światłami, a na koncercie Tool nie wiedziałem czy patrzyć non stop w telebim czy na sztywnych muzyków (no może z wyjątkiem wokalisty). Tego wieczoru byłem nastawiony na rock’n’rollową zabawę i koncert Tool trwał jak dla mnie o kwadrans za długo.
Światła, techniczni na scenie by już po chwili usłyszeć głos wielkiego Ozzy’ego Osbourne! Zaczął się spektakl. Na pewno nie można tego występu porównać do koncertu Black Sabbath z ’98. W tegorocznym widowisku Ozziego wspierali pozostali muzycy. Solówki Zakka były naprawdę godne podziwu, a ujrzeć Mike Bordina za bębnami na żywo było dla mnie osobiście wielkim przeżyciem. Jeśli miało by tu być jakieś ale to tylko jedno – zestaw utworów. Pozostał przeogromny nie dosyt, a zarazem małe rozczarowanie. Ale sam Wielki obiecał wpadać do nas częściej więc może niebawem zobaczymy go wkrótce z innym zestawem utworów. Podsumowując – wieczór wielu wrażeń (m.in. występ Slayer z Dave Lombardo, wejście Ozziego na scenę, solówki Zakka, gra Mike Bordina, spotkanie wśród tłumu perkusistów: Kata oraz ex-Hate), a po nim nocna imprezka, wspaniałe wesele po którym okazało się, że mam słabszą głowę od mojej ukochanej, uwierzycie? A na samym weselu królowała inna muzyka, inny rodzaj zabawy i mimo iż na scenie nie było żadnych idoli to bawiono się przednie. Fajny weekend. Oby takich więcej.
2002

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz