Roger Waters

Amused Of Death (1992, Columbia)
Po tą płytę chciałem sięgnąć już wcześniej, uznawana za wielkie osiągnięcie tego artysty aż prosiła się o przesłuchanie. Wpierw jednak wpadł w moje ręce koncertowy album In The Flash. Koncertowe wersje utworu tyłowego, Miracle sprawiły, że poczyniłem wszelkich starań aby poznać tą płytę. Dzień ów w końcu nadszedł.
Roger Waters nie zmienił się od czasu odejścia z Pink Floyd. Wciąż jest postacią niesamowicie kreatywną i twórczą. Spokojnie można uznać Amused Of Death jako konsekwentny rozwój artysty, który w przeszłości nagrał takie płyty jak Wish You Were Here, The Dark Side OF The Moon, czy The Wall.
Jeśli miewacie takie dni, że nie macie co robić, w pół mroku zasiadacie do swojego ulubionego fotela i rozmyślacie, to Amused Of Death będzie doskonałym uzupełnieniem waszego stanu. Pełna emocji, spokojnego nastroju płyta.
___
Tekst z 2003

In The Flesh (2000, Columbia)
Jak wspomniałem już przy opisywaniu płyty The Division Bell Pink Floyd nie za bardzo orientuje się w konflikcie jaki powstał pomiędzy Rogerem Watersem, a resztą zespołu. Koncertowy album In The Flesh narobił mi jeszcze większego mętliku. Czyż ta płyta nie mogłaby być podpisana jako zespół Pink Floyd? Ogromna część materiału to właśnie utwory tegoż zespołu, oprócz nich nagrania solowe Watersa. A jak sama muzyka? Choć miałem obawy co do wersji na żywo to pozbyłem się ich już po pierwszym przesłuchaniu. Słucha się tego bardzo dobrze. I choć muzyka jak na rockową dosyć spokojna to czuć w tych utworach żywioł. Są momenty kiedy chciałoby się tam być i oprócz słuchania również oglądać ten magiczny spektakl. Gorąco polecam!!!
___
Tekst z 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz