Corruption

The Ultra-Florescence (1992, Carnage Records)
Pierwsze oficjalnie wydane nagrania grupy Corruption The Ultra-Florescence z 1992 roku, dzięki prężnie wówczas działającej firmie Carnage Records.
Nie po drodze nam było w tamtym czasie. Wtedy osobiście stawiałem na wysmakowaną prędkość najlepiej w thrashowym stylu. Tymczasem Corruption można wyobrazić sobie jako potwora z bagien.
Powstał, cały pokryty błotem, jego ruchy są wolne, a cała ziemia aż drży pod ciężarem jego kroków. W tym czasie funkcje wokalisty sprawował niejaki Horne i choć na zdjęciu we wkładce nie przypomina on wielkiego, otyłego monstra, to jego niski głos można by podłożyć pod takie brzydactwo.
Doom metal, którego niekwestionowanym liderem był MyDying Bride. Dorzucić można jeszcze Paradise Lost z czasów Gothic i w ten sposób objawia się jaśniejszy obraz muzyki zawartej na tej kasecie. Młody,poszukujący własnej drogi zespół z Sandomierza postawił pierwsze kroki. Odbity w ziemi ślad wyrył się na tyle pewnie aby nie zatarł go zwykły powiew wiatru.
Dzięki The Ultra-Florescence zespół znalazł się doborowym towarzystwie, że o Vader i Armagedon jedynie wspomnę, na stałe wpisując się w świadomość fanów metalu w Polsce. W roku 2006 to w zasadzie jedynie ciekawostka, o tym z czego powstała i jak hartowała się stal w naszym kraju.
___
Tekst z 2006

Orgasmusica (2003, Metal Mind)
Corruption poczuło się w nowej szacie jak przysłowiowa śliwka w kompocie. Tego było potrzeba, aby zespół złapał wiatr w skrzydła, poczuł nowe moce i wzbił się wysoko, niemal na szczyt. Myślę, że na miejscu będzie tu określenie, że diabeł tkwi w szczegółach. Tym najistotniejszym jest gitarowy riff. To on stanowi główną siłę napędową Orgasmusica. Rzecz rzadko spotykana swego czasu, a jak dla mnie to przecież kwintesencja rocka. Całości dopełnić powinien dobry, pewny siebie głos i rzetelna sekcja rytmiczna. Spełniając te wszystkie czynniki otrzymujemy efekt przewyższający nie tylko średnią krajową, ale bliski światowej normie. Tym razem normy określili ci, którym piasek w butach nie dziwny.
Basista i niejako lider zespołu znany w muzycznym światku jako Anioł ciągnął zespół przez wiele muzycznych obszarów. Otarł się o death, zahaczył o doom i kiedy wydawało się, że różne przeciwności losu nie dadzą mu zaznać wraz z kompanami prawdziwej sławy stał się cud. Niejaki Josh Homme postanowił jeszcze raz wrócić do konwencji ciężkiego rocka sprzed lat, a że chłop na pustyni mieszkał klimat inaczej czuł. Nie miejsce by pisać o efektach jego pracy, grunt, że zaszczepiła ona nowego bakcyla w twórcach i stała się ogromną inspiracją dla wielu muzyków na całym świecie. Anioł też poczuł nowy wiatr w plecach i tym razem wzbił się wysoko w górę. Udało się, bo dzięki Pussyworld zespół mocno zarysował karoserie umysłów miłośników co cięższych dźwięków. Orgasmusica miał więc grunt utwardzony. Pozostało stworzyć kolejną, jeszcze lepszą dawkę muzyki. Co najważniejsze Corruption nie zrobił z siebie kopii. Wiele lat doświadczeń, być może przyzwyczajeń w stylu gry, stało się dodatkowym atutem. Powstała płyta niezwykle mocna w swym przekazie.
Od pierwszego uderzenia w struny gitar i bębny, okrzyku Rufusa jasne jest, że poszedł na całość. Żadnej tremy, siłowania się z udawaniem czegokolwiek komukolwiek. Bezkompromisowość, ale nie pozbawiająca muzyki tego co najważniejsze – duszy. Mamy więc doskonałe riffy, przeplatające się ze świetnymi partiami wokalnymi. Kto widział Corruption na żywo ten doskonale wie o czym mowa. Do czasu kiedy ta płyta nie znalazła się w moim odtwarzaczem za wzór riffowej płyty w Polsce stawiałem The State Of Mind Report Acid Drinkers z 1996 roku. Sami więc widzicie ile musiało czasu upłynąć żeby ktoś godnie zajął jej miejsce. Ani chwili przypadkowości. Konkret od otwierającego Blasting Foreskins aż po Orgasmusica. Dodatkowe zalety to różnorodność nie tylko w partiach gitar, czy liniach melodycznych, ale w całej budowie kompozycji. Orgasmusica sprawia wrażenie płyty przemyślanej od początku do końca, z drugiej strony w żaden sposób nie można zarzucić jej jakieś sztucznej kalkulacji. Nie dowiecie się jednak tego dopóki nie odkryjecie tej płyty dla siebie. Jest w 100% godna polecenia wszystkim, którzy lubią usłyszeć konkretne dźwięki w swych głośnikach.
___
Tekst z 2005

Hellctrify Yourself (2004, DVD, Metal Mind)
Atmosfera Hellctrify Yourself rośnie proporcjonalnie do wypijanego przez widza piwa, tudzież innych trunków poprawiających humor. Mowa oczywiście o daniu głównym czyli koncercie z krakowskiego studia Krzemionki zarejestrowanym w styczniu 2004. Kamery zniewoliły nie tylko zebrany pod sceną lud lecz i również samych bohaterów wieczoru. Ci jednak szybko się rozgrzewają i nim kolejny kapsel poleci z sykiem w kąt oglądać będziesz już Corruption w pełnej krasie. Gitarowa nawałnica świetnych riffów, wsparta sprawną sekcją rytmiczną. Nad całością oczywiście czuwa niepodzielny wokalista Rufus. Cóż jeszcze dodawać? Mimo braku killerów z doskonałej Virgin's Milk koncert ogląda się naprawdę świetnie. Nic dziwnego, wszak repertuar w przeważającej mierze oparty został o równie świetną Orgasmusice. Dodam od siebie jedynie tyle, że po podobnym występie, podczas Rock Against Terrorism, stałem się marnotrawnym fanem. Żeby jednak nie było mi tak różowo w dodatkach umieszczono utwór Revenge zarejestrowany podczas Przystanku Woodstock 2003. Dzięki niemu do końca życia będę pamiętał, że należy pozostawić choć cząstkę trzeźwości aby docenić występ Corruption, bo wszak nie można przecież zwalać winy na temperaturę. Ta podczas ich koncertów zawsze jest gorąca, o czym przekonałem się już kilkakrotnie.
Oprócz wspomnianego Revenge odegranego przed czterystu tysięcznym tłumem niejako kontrastem są fragmenty występu w klubie Progresji gdzie zespół staje twarzą w twarz z publicznością. Jest też wywiad i nie bez powodu wspominam o nim na samym końcu. Owszem można dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy, jest jednak prowadzony w tak sztywnej atmosferze, że zdecydowanie polecam wam osobista konfrontacje słowną, z którymś z muzyków kiedy nadarzy się taka okazja.
Hellctrify Yourself podsumowuje etap historii zespołu, w którym z grupy poszukującej Corruption stał się pewną własnego stylu formacją. Można też odbierać je jako wizytówkę, pamiętać jednak należy, że czas jest po stronie zespołu, a ten nie osiadając na laurach ciągle odnotowuje tendencje zwyżkowe. Przekonać o tym możecie się na dwa sposoby. Sięgając po to DVD lub bezpośrednio wybierając się na koncert. Pierwszy sposób prędzej czy później i tak doprowadzi was do drugiego. Ponadto o każdej porze dnia i nocy możecie przywołac ten żywioł jakim jest Corruption na scenie. Ja preferuje wieczór, z zimnym piwem w ręce, na przekór sąsiadom przyłączam się i wspólnie z Rufusem odśpiewuje kolejne refreny. Jednym słowem rock'n'roll ma się dobrze!
___
Tekst z 2006

Virgin‘s Milk (2005, Metal Mind)
Dwie pierwsze kompozycje 99% Of Evil oraz Hey You rozpoczyna bas Anioła. W obu załoga Corruption dołącza do niego i już tylko piach w oczy. Murdered Magicians z wciśniętym gazem do dechy. Jest surowo, jest brudno, jest słonecznie, jest przejrzyście i selektywnie. Nie ma lęku, pewnie i do przodu. Czuć łapę rogatego nie tylko w Lucy Fair. Kilka ostrych zakrętów w instrumentalnym Freaky Friday i wychodzimy na prostą Fake Demon. Nie zapomnieli o melodii, rzucających łbem riffach, soczystych jak sok z kaktusa solówkach. Sekcja rytmiczna otoczyła zewsząd całość nie dając nikomu ani cienia szans. Jedyny w swoim rodzaju głos Rufusa przepuścili przez studyjne cudeńka w Invisible Cry. Podobnie jak okrzyk Burn Babylon/ Burn Babylon/ Burn.. w nieco uśpionym Prophet. Za długo na prostej pod górę? Jeszcze chwila w Disbelief, aby w tej samej kompozycji wznieść ręce i wykrzyczeć razem Array, obey, dismay... i dać się jeszcze raz ponieś mocy brzmienia, wystruganego w studio Taklamakan w Opalenicy z Przemkiem Perłą Wejmannem w roli współproducenta. Nikt tam za długo dłutem nie heblował, dzięki czemu drzazga po drzazdze wbijać się będzie pod Twoją skórę. Jak to się robi wiedzom tylko ci, którzy spotkali się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Czego chcieć więcej? Nie pamiętam kiedy ostatni raz przeszły mnie ciarki na plecach od samego słuchania muzyki. Tak się stało kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki gitar, a dopełnieniem były partie wokalne. Są miliony utworów, z tego setki bardzo dobrych. Takich jak E.C.E.G. jest nie wiele. Nawet nie ma co dociekać jak powstała. Jest, a że stanowi część i wieńczy płytę Virgin's Milk należy się tylko cieszyć.
Po udanej płycie Orgasmusica Corruption nie ustaje. Nagrał kolejny bardzo dobry materiał. Ten zespół wie dokąd zmierza i jakimi środkami osiągnąć swój cel. Stosują przy tym środki, które sprawiają, że wszyscy jesteśmy na ich celowniku. Nie warto więc się wzbraniać, im prędzej sięgniecie po Virgin's Milk tym szybciej poczujecie tą nieokiełzaną moc jaka rozpierać będzie głośniki w waszych domach. Bezapelacyjnie najlepsza płyta 2005 roku!
___
Tekst z 2005

Bourbon River Bank(2010, Mystic)
Czwarte podejście do formy tego tekstu. Wewnętrzny bunt podpowiedział mi, że wcale nie muszę robić tego według określonych reguł. Nigdy nie robiłem, więc nie muszę i tym razem silić się na jakieś westchnienia i poklepywania po plecach.
Oczywiście, że jakiś cel tego pisania musi być. Może taka mała nadzieja, że kogoś uda się nakierunkować odpowiednio, otworzą się mu oczy, będzie wdzięczny, że wskazałem mu kawałek dobrej muzyki i odwrotnie, ostrzegłem go przed tym co złe.
Tak, czekałem na Bourbon River Bank Corruption. Nie mogłem się doczekać nowej dawki gitarowych riffów, wspólnie wykrzykiwanych melodii, basu burzącego spokojny rytm serca, napędzającej perkusyjnej kanonady i na dokładkę niespodzianek, w postaci E.C.E.G. z poprzedniej płyty Virgin’s Milk. Spełniono wszystkie.
Nie tak dawno Titus (basista, lider Acid Drinkers) i jego projektowy La Peneratica Svavolya, a teraz nowe wydawnictwo ekipy Anioła, tchnęły świeży powiew wydobywających się z głośników dźwięków.
Luz i swoboda są potrzebne. Każdemu czasem potrzeba złapania oddechu, odprężenia się przy czymś prostszym na pierwszy słuch. Drugie przysłuchanie się uświadamia, że w tej z pozoru niewyszukanej aranżacyjnie muzyce są smaczki. Wydawać by się mogło, że to łatwe, a jednak tajemnica tkwi w podejściu do posiadania zespołu, potrzeby tworzenia i samorealizacji. Szczerość tworzenia jest gwarantem doskonałości, a nie zawsze gwarantują to artyści związani kontraktami, którzy w swym obierzy świecie, w określonym czasie zatrzymują się by stworzyć kolejny produkt. Zostawmy ich samym sobie. Spożytkujmy pozytywnie energię. Bourbon dla Wszystkich!
___
Tekst z 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz