Meshuggah

None (1994, Ep, Nuclear Blast)
Od tej epki zaczyna się moja przygoda z tym zespołem. Jak na dobry początek jest to materiał w sam raz. Krótki (w końcu to epka), ale nad wyraz treściwy. nie jeden zespół nie wypełniłby całej płyty tyloma pomysłami co Szwedzi na None.
Ciężar i moc wymieszana z wciągającą atmosferą tworzoną przez dźwięki. Dla mnie niekwestionowani spadkobiercy Deathrow, Coroner idący dziś w ramię w ramię z takimi tuzami jak Voivod. Wszystko to dzięki ciężkiej pracy, która nawet na tym wczesnym wydawnictwie jawi się jako coś obok czego nie można obojętnie przejść.

Chaosphere
(1998, Nuclear Blast)
Ten zespół ma tak dobra prasę, że zastanawiam się czy aby przypadkiem nie odstrasza to potencjalnych słuchaczy. Piszą że to trudna muzyka. Nie wątpię, może i coś jest w tym stwierdzeniu, ale z drugiej strony to właśnie takie zespoły jak Meshuggah przynoszą chyba najwięcej emocji i wrażeń. Rzecz jasna nie na siłę. Kiedy jednak pozostawicie na boku obawy wywołane przez dziennikarzy, usiądziecie wygodnie i poddacie się mocy tych dźwięków, odkryjecie nowe krainy.
Nie mówię, że będzie łatwo, że czasami potrzeba zrelaksowania się będzie domagała się czegoś lżejszego, czy łatwiejszego. Zatem może nie od razu, może fragmentarycznie, ale będziecie pewni, że zostanie w was i kiedyś upomni się o kolejne wciśnięcie przycisku Play z Chaosphere. Wówczas może już nie będziecie siedzieć. Ciało i duch odpowiedzą dźwiękom równie ekspresyjnie. Uważajcie na siebie i przedmioty obok was. Łatwo o krzywdę i uszkodzenia, o tym jednak przekonać można się dopiero po ostatniej nucie zagranej na Chaosphere.
___
Tekst z 2004

Catch 33 (2005, Nuclear Blast)
Każdy kto zna ten zespół doskonale wie jakie jest jego miejsce w świecie szeroko pojętego rocka. Celowo nie napisałem metalu, bo wydaje mi się, że wrzucanie Meshuggah tylko do worka z tym gatunkiem byłoby dla nich krzywdzące. Szwedzi już dziś mają zapewnione miejsce w kanonie kreatywnych twórców rocka obok takich nazw jak choćby King Crimson, czy Tool. Można powiedzieć, że konsekwencja i wytrwałość przynosi pożądane efekty. Nie podzielili losu Cynic, czy Atheist i należy się tylko cieszyć.
Rok 2005 przynosi ich kolejną płytę Catch 33.Każdy szanujący się fan rocka myślę czuje się zobowiązany do zapoznania z kolejną propozycją. Jak zwykle nie łatwą, nie lekką. Cóż zatem sprawia, że każda płyta Meshuggah wywołuje obecnie poruszenie i spotyka się z zaciekawieniem? Na pewno sprawa to jakość muzyki jaką mogą spodziewać się słuchacze. Catch 33 nie przynosi zmian. Zespół wciąż nie czuje ciągotek do łatwej kapuchy. Nadal stawia sobie poprzeczkę i zapisuje kolejny etap na nośniku. Słuchając tego materiału zacząłem zastanawiać się czy koniecznie musze tak próbować nadążać za zespołem. Przecież dopiero co tak naprawdę osłuchałem się z Nothing, a tu już kolejna nie mała dawka wysokich obrotów. Stwierdziłem, że daje na luz. Naprawdę doceniam i odbieram z wielkim respektem kolejne wydawnictwa zespołu. Nie ma już wątpliwości, że Meshuggah po kres swych dni nie zaskoczy nikogo melodią łatwą i przyjemną, a więc mamy choć odrobinę przewidywalności co do poczynań zespołu. Inaczej rzecz ma się jeśli zagłębić się w samą muzykę. Catch 33 to nowa jakość. Tak nie gra nikt i pewnie nigdy nie będzie. Szwedzka ekipa jest jedyna w swoim rodzaju. Dla mnie mają już swoje miejsce w panteonie ambitnych twórców. Jeśli kiedyś będę rozglądał się za czymś naprawdę ciekawym, z pewnością przypomnę sobie o Catch 33. Tymczasem mam wcześniejsze płyty, których poziom jest równie wysoki, a w planach zakup kilku płyt, które co tu kryć wywołają u mnie więcej emocji niż tylko analiza struktur aranżacji kompozycji wybitnego Meshuggah.
___
Tekst z 2005

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz