Queens Of The Stone Age

R (2000, Interscope)
Songs For The Deaf (2002, Interscope)
Najpierw był informacje, w których wspominali, że to zespół gości z Kyuss. Potem była relacja z koncertu w magazynie komiksowym Produkt. Zabierałem się za R, zabierałem aż w końcu zespół wydał kolejną płytę Songs For The Deaf, która znów stała się ołtarzykiem dla pokłonów recenzentów. Nie było już ociągania się. Zdobyłem oba wydawnictwa nie jako na kredyt jakim obdarzyłem zespół po tych wszystkich ach i och recenzentów.
Na początku było tak, że słuchałem obu płyt na przemian. Wyjaśnię, że nie odbywało się to na zasadzie non stop tylko Queens Of The Stone Age. Do obu płyt musze mieć swój klimat aby słuchać ich z tak zwaną przyjemnością. Z tymże czas kiedy słuchałem obu wydawnictw, jedna po drugiej, jakby minął, a patrząc zużycie obu krążków łatwo zauważyć, że ta niebieska częściej gości w moim odtwarzaczu. Co w niej takiego szczególnego? Tu pojawia się problem. Trudno opisać te dźwięki komuś, kto tego zespołu jeszcze nie słyszał. To brzmienie gitary, ten głos, ten rytm perkusji. Jednorazowe i niepowtarzalne. Uwielbiasz to bez reszty, albo odrzucasz i nie wracasz już do tego nigdy. I tyczy się to zarówno R, jak i Songs For The Deaf.
Nie pojmę czemu niebieska jest częściej słuchana przeze mnie od czerwonej. To tak samo nie wytłumaczalne jak muzyka zawarta na obu płytach. Melodyjna, ale na swój specyficzny (pustynny?) sposób. I to wyróżnia Queens Of The Stone Age z grona wielu. R i Songs For The Deaf mają już swoje miejsce na liście klasyków rocka. Według mnie uzasadnione bezdyskusyjnie.

Lullabies To Paralyze (2005, Interscope)
Pustynia, drewniana chata, słońce praży niemiłosiernie. Wyciągasz z zamrażarki Jacka Danielsa. Oszroniona butelka, zimną whisky przelewasz do szklaneczek. Pod wpływem mocno schłodzonej cieszy szkło pokrywa satyna. Nie lubisz rozcieńczać lodem. Tak jest, masz rację, whisky sie nie rozcieńcza! Robisz łyk i wychodzisz przed dom, pod zadaszony taras. Siadasz obok niej na bójanej ławce. jej sukienka podciągnięta wysoko odsłania jej piękne nogi. Podajesz jej szklaneczkę. Patrzysz jak przykłada ją do piersi, a one natychmiast reagują... jeszcze kilka godzin do zachodu słońca, do tego ta muzyka. Grają i to jest najważniejsze. Gitarzysta jakby nie miał sił przesuwać palców po gryfie wpada w trans. Gra w kółko to samo, tylko co jakiś czas zmieniając tempo. Wtóruje mu w tym reszta zespołu, choć kiedy podchodzi do mikrofonu stara się śpiewać najmelodyjniej jak się da. Ma talent skubany. Jego śpiew przy tej wciągającej siłą rzeczy muzyce robi niesamowite wrażenie. Kończy się Jack w szklanece. Czy nie umknie ci coś kiedy wstaniesz sobie nalać kolejną kolejkę? Nie, bo wie, że ta muzyka będzie z tobą od teraz tak długo jak tylko zechcesz. Prędzej skończy się ulubiona whisky. Myślisz sobie trudno, do tego czasu słońce zajdzie i pragnienie zmaleje. Zmieniają rytm i znów skupiasz się na ich pomysłach. Raduje ci się serce, że jesteś tu i teraz i masz to szczęście obcować z ich muzyką. Nie tęsknisz za biurem z klimatyzacją, stosem papierów, monitorem komputera, ciasnym krawatem, ciągłą nerwówką. Wiesz, że obok ciebie jest ktoś kto wspiera cię w tym co robisz. Czego więc chcieć więcej? Orzeźwiającego wiatru? Nie, z nim mogłoby ulecieć to wszystko. Nagle uświadamiasz sobie, że to co słyszysz inspiruje cię do myśli... ręka na jej kolanie... powoli przesuwasz ją ku udom... Stop! Z okna sypialni też będzie dobrze słychać...
Inspiracja: Queens Of The Stone Age Lullabies To Paralyze. Klimat pustyni w twoich głośnikach.
___
Tekst z 2005

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz