Slayer

Show No Mercy (1983, Metal Blade)
Zaczyna się show. Oto ekspresja punka zmieszana z mocą metalu rodem z Europy. Gitary pędące z prędkością światła wdzierające się do mózgu solówki. Oto płyta zespołu, który nie boi się zapukać do bram piekieł i stawić czoła najciemniejszym mocom. Obok Kill'em All Metalliki Show No Mercy jest najważniejszym debiutem z gatunku amerykańskiego thrash z pierwszej połowy lat '80-tych.

Hell Awaits (1985, Metal Blade)
Bramy zostały uchylone. Slayer w piekle. Gorąco! Jeśli były jakieś błędy poprzednim razem nie zostały powtórzone. Kto wchodzi? Ostrzegam będzie jeszcze goręcej!

Regin In Blood (1986, Def Jam)
Apogeum ekstremy! Prędkość światła pokonana! Świat na kolana! Od Angel Of Death aż po następne pół godziny. Klasyka rocka. Elementarz dla wszystkich, którzy postanowili grać muzykę z gatunku death, black. Trzeba znać!

South Of Heaven (1988, Def Jam)
Litości! Okazano jej. Zwolniono tempo, ale tylko na tyle aby złapać trochę powietrza. Czy można było szybciej niż na Regin In Blood? Może i można było tylko kto by to przeżył? A przecież ktoś na koncerty chodzić musi. Złapanie świeżej krwi. Warto posłuchać.

Seasons In The Abyss (1990, Def American)
Zaczyna War Ensamble - Slayer w najlepszej formie. Gitary, solówki, bębny , głos Toma Arayi - to gra Slayer nie ma wątpliwości. No i Dead Skin Mask - zaryzykował bym stwierdzenie, że od czasu Black Sabbath żaden utwór nie wywołał w słuchaczach tyle niepewności i strachu. Kolejny klasyk zespołu.

Decade Of Agression (1991, Def American)
Dwupłytowy album live. Klasyk za klasykiem. Przysłowiowe the best of Slayera dające do zrozumienia, że jeśli jeszcze nie byłeś na koncercie Slayera to czas najwyższy przy najbliższej okazji to uczynić!

Diabolus In Musica (1998, American)
State Of Mind - to pierwszy utwór jaki usłyszałem z tej płyty. świetne partie wokalne Toma i kolejny utwór, który z pewnością wszedł już w poczet klasycznego zestawu zespołu. Slayer dorobił się własnego niepowtarzalnego stylu i brzmienia. Ich ogromnym atutem jest, że pomimo tego potrafią wciąż nagrywać płyty doskonałe i jedyne w swoim rodzaju.

God Hates Us All (2001, American)
Początek zatrważający. Przez półtora minuty człowiek zadaje sobie pytanie czy taka będzie całą płyta?. Drugi utwór Disciple rozwiewa te wątpliwości, bo oto mamy Slayera jakiego doskonale znamy. Krzykliwy głos Toma Arayi, potężne brzmienie gitar panów Kinga i Hannemana, mocne wybijane dźwięki na bębnach w wykonaniu Bostaphy. Slayera nikt nie podrobi, choć nie jeden już próbował, a sam Slayer nie pozbędzie się już swoich charakterystycznych nawyków co nóż tylko przyprawiając je jakimiś nowinkami. Witamy Slayera w XXI wieku.
___
Tekst z 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz