Virgin Snatch

S.U.C.K. (2003, Mystic)
Zespół Virgin Snatch wzbudził moje zaintersowanie jeszcze w okresie kiedy wokalistom zespołu był Oley (od zawsze w Proletaryat). Tytus i Oley w jednym zepsole? Zapowiadało się nie źle. W momencie kiedy w prasie zaczęły ukazywać się reklamy płyty wiadomo już było iż Oleya zastąpił Zielony Dobra zmiana? Jeśli ktoś tak jak ja uważa Oleya za jedno z najmocniejszych gardeł na padole ziemskim to mogą pojawić się kręcenia nosem. Otwartym jednak trzeba być. W końcu ile to już razy muzyka pasowało pasowała od razu, do barwy głosu człowiek się przyzwyczajał z czasem. Megadeth, Overkill... w sumie thrash już tak chyba ma. Pomimo zmian personalnych, zespół Virgin Snatch nie należy do tej grupy zespołów. Owszem gra świetny, zabarwiony klimatem rodem z Bay Area thrash. Czy może być coś lepszego na uszczęśliwienie niżej podpisanego? Słucha się wybornie. Powiem szerze, że przypomina mi to trochę, ideologicznie, poprzedni projekt Tytusa - Albert Rosenfield. Podobnie jak tam na S.U.C.K. słychać wiele patentów znanych już z niejednej płyty. Ważne jednak jest to aby to co już znane złożyć w spójną całość. Całość, która przyciągnie słuchacza.
Nie wiem czy ma sens rozpisywać się na temat poszczególnych utworów. Jedynie przy Before możecie wychamować, ballada, która niestety tak jak u wielu mistrzów jest najsłabszym ogniwem. Na szczęście nie na tyle słabą, aby cały łańcuch peknął.
Jakby tego wszystkiego było mało zespół postanowił zaprosić gości. Nie byle jakich, że wspomnę tu o geniuszu gitary - Hero. Myślę, że to już wystarczy. Dla sentymentalnego słuchacza - płyta jak znalazł, dla początkującego metalowca - doskonały elementarz!
___
Tekst z 2004

Art Of Lying (2005, Mystic)
To najbardziej oczekiwana płyta tego lata przeze mnie. Obawiałem się, że Mystic Production, nie przyłoży się do tego wydawnictwa, że zginie ono gdzieś w cieniu hucznie zapowiadanej płyty (nie)Kata. W przeciwieństwie jednak do niej lipiec 2005 okazał się rzeczywistym miesiącem premiery drugiej płyty Virgin Snatch. Gustowny digipack zakupiony w ulubionym sklepie muzycznym, kierunek dom, odfoliowanie i płyta ląduje w odtwarzaczu. Thrashowa uczta w najlepszym wydawaniu. Słychać, że chłopaki polubili, doskonałą swoją droga, Tempo of The Damned Exodus. Realizacja w studiu Hertz nadała muzyce Virgin Snatch testamentowego posmaku. Można by rzecz, że w tytułowym Art Of Lying dosłyszeć się można echa debiutanckiej płyty Machine Head. Składając teraz to wszystko do kupy otrzymujemy płytę pełną przepysznej muzyki. Art Of Lying to bezapelacyjnie najlepsza płyta thrashowa powstała w XXI wieku w naszym kraju. Błędem będzie jeśli wydawca nie zrobi nic aby przekonali się o tym nie tylko Polacy. Spokojnie można stawiać tą płytę obok takich dzieł jak Tempo of The Damned. Nie za wiele tych dzieł w ostatnim czasie więc z tym większym zapałem zachęcam was do zakupu Art Of Lying. Virgin Snatch udała się sztuka połączenia świetnych, wpadających w ucho thrashowych riffów z solówkami, które stanowią osobny rozdział tego krążka. Przyjęcie na drugą gitarę Hiro uważam za genialne posunięcie. Wspólnie z Grysikiem stworzyli świetny duet. Dzięki nim znajdziecie na tej płycie doskonałe solówki, których ze świecą szukać w dzisiejszych czasach. Dopełnieniem są wokale. Blisko im do charyzmy Chucka z Testament. Wzór to godny naśladowania, ale Zielony nie od dziś mikrofon w rękach trzyma i potrafi zachować odpowiedni dystans układając swoje partie w sposób ciekawy i melodyjny do tego stopnia, że z czasem będziecie się łapać na tym, że przyśpiewujecie razem z nim. Ciężko opanować emocje podczas słuchania Art Of Lying i pisania tej recenzji. Nie wiadomo do końca jak na dzień dzisiejszy wygląda sprawa z Tytusem w Virgin Snatch. Jeśli jednak drogi zespołu i jego się rozejdą to mam choć trochę nadziei, że coś z tej sesji wyciągnął i jego macierzysty zespół Acid Drinkers na kolejnej swej płycie zagra z równie podobną werwą i zapałem. Nie ujmując nic ostatnim wydawnictwom poznaniaków szczerze stwierdzić muszę iż Art Of Lying pozostawił daleko w tyle Rock Is Not Enough... Muzyka to nie wyścigi, ale dobrze jest jak artyści dopingują się stworzenia czegoś jeszcze lepszego. Nie zawsze jest to kwestia chłodnej kalkulacji i myślę, że z Art Of Lying właśnie tak jest. Przypadek, czy nie, powstała doskonała płyta, która nie można nie polecić. Tak hartuje się stal!
___
Tekst z 2005

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz