Press tour Metallica - 04.06.2003, Warszawa, Traffic Club

Godzina 12.00. , zjawiam się pod Traffic Clubem. Dostaje ulotkę i udaje się pod wskazane na niej wejście C. Wybieram miejsca przy płocie w cieniu, który jak się później okazało nie na długo był. Kolejne cztery godziny mijają w sielankowym oczekiwaniu. Im bliżej 17.30 tym robi się ciaśniej, a od 16tej jest już naprawdę tłoczno. Wspomniana godzina wpół do szóstej jest godziną otwarcia drzwi przez które mamy zostać wpuszczeni. Długo wcześniej okazuje się jednak, że aby wejść, nie będzie można tylko o tak stać. I tak tłum faluje, to w tył, to w przód. Nerwy, przekleństwa.
Godzina otwarcia zbliża się i zaczyna się wpuszczanie. Jest ciężko, ale coś pcha człowieka do przodu. Jesteśmy przed samym wejściem kiedy zamykają się drzwi. Ochrona, która co tu kryć i tak jest tolerancyjna, zaczyna się denerwować. Mają czas i nie zamierzają dalej wpuszczać dopóki się nie uspokoi. Co robić? Mam pomysł, i po paru minutach jesteem w hallu budynku. Przez następne 40 minut nikt nie wchodzi. Siadam na schodach prowadzących na trzecie piętro i czekamy. W końcu parę metrów wyżej rozlegają się okrzyki Metallica! Metallica! pierwsi szczęśliwcy są już w środku. Przychodzi moja kolej. Już wiemy, że nie wolno robić jakichkolwiek zdjęć, a informacja z ulotki jakoby zespół podpisywał tylko naklejki, które otrzymujemy dosłownie parę sekund przed spotkaniem staje się brutalną prawdą.
James Hetfield ubrany w koszulę, Kirk Hammett w czarnym podkoszulku bez rękawów. Uśmiech ich nie opuszcza. Jeśli komuś wydał się wymuszony, to nie powinien mieć im chyba tego za złe. Wytłumaczeniem może być cokolwiek. Uściski dłoni, podpisy, kilka słów i już musimy opuszczać trzecie piętro. Na dole ludzie pytają, czy warto się dopychać. Cokolwiek komuś odpowiedzieliśmy, jedno było pewne, dla nas było warto.
Wchodzę głównym wejściem do Traffic Clubu. Już dzień wcześniej będąc tam zrobił on na mnie spore wrażenie. Zamawiam herbatę i kanapkę u wesołego koleżki z dredami. Potem próba odprężenia. Książki, komiksy i Potwory i spółka. Ogromny hałas na zewnątrz. To chyba koniec. Traffic ratuje sytuację i w tym samym momencie wykłada na półki przy kasie nową płytę St. Anger. Kupuje, zwłaszcza, że taniej pewnie już nigdzie indziej nie dostaniecie. 47 złotych za ładnie wydany digi pack z dodatkową płytą DVD. Odchodzę od kasy i naszym oczom ukazuje się postać Mittloffa.
Potężna postura. Ex bębniarz grupy Hate, obecnie grający w Domain. Szybka decyzja i już przy nim jesteśmy, proszę o autograf. Zgadza się. Podpisuje się na odwrocie plakatu, który właśnie dostaliśmy wraz z płytą. Uścisk dłoni i musi uciekać. Udajemy się na górę, na trzecie piętro do pubu. To właśnie tu parę minut wcześniej… Znów widzimy Mittloffa. Wpadam na pomysł zrobienia zdjęcia. Podchodzimy do niego jeszcze raz, a on zgadza się. Pstryk aparatu, podziękowania i postanawiam opuścić Traffic.
Potrzebny jest czas, aby nabrać do tego dnia dystans. Pewne jest jedno, że nie zapomną go długo długo. Czy kiedyś nadarzy się jeszcze taka okazja? Tą wykorzystałem i coś mi mówi, że następnej też postaram się nie zmarnować. Jeśli mnie nie zrozumiałeś drogi czytelniku to wybacz mi, pewnych spraw nie da się przedstawić od tak po prostu.
____
Tekst z 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz