Ostatni fan kawalerii Turbo

czyli Zetrzyj krew i graj dalej. Historia zespołu Turbo

Okładka Ostatnia wojownik Turbo
Ostatni wojownik - Turbo, zdjęcie: okładka płyty
Książka Zetrzyj krew i graj dalej. Historia zespołu Turbo i to sentymentalna podróż do przeszłości i wielkie nadzieje na przyszłość. Dorastałem razem z Turbo, a dziś stoję przed perspektywą wszystkiego co zespół nagrał współcześnie. Koniecznie muszę też posłuchać solowych nagrań lidera grupy, Wojciecha Hoffmanna.

To był koniec lat osiemdziesiątych poprzedniego stulecia. Zabrze, księgarnia, w niej sklepowa lada ze szklanym blatem, a pod nią wystawione kasety. Inne od tych ze stoisk na bazarze. Na ladzie kartonowe pudełko, a w nim płyty analogowe. Oficjalnie wydane przez Polskie Nagrania Muza, Polton etc. Najczęściej polscy wykonawcy lub licencje, choć szału nie ma. Byłem w tym miejscu wiele razy. Miałem wrażenie, że tylko ja tam zaglądam, ale asortyment się nie zmieniał. Do chwili gdy pojawiła się nowa kaseta. Bez chwili namysłu kupiłem Turbo Epidemie.

Nieco później dostałem adapter, czyli gramofon do płyt analogowych. Domyślacie się gdzie natychmiast pojechałem? Ostatni wojownik Turbo oraz debiutancka płyta Wilczego Pająka stały się moim nabytkiem.

Z tym dorobkiem wszedłem w osiedlowe środowisko słuchaczy metalu. Sam byłem fanem od wielu lat, dokładnie od chwili gdy kuzyn przyniósł do domu Heavy Metal World grupy TSA. Szybko nauczyłem się trzech pierwszych płyt, śpiewając teksty razem z Markiem Piekarczykiem.

Kibicowałem też drugiej metalowej grupie, której repertuar znałem z czarno białego telewizora. To był kawałek Cały czas uczą nas. Myślę, że w dobrym momencie poznałem płytę Epidemie. Nadal dobrze mi się jej słucha. Długo nie wyjmowałem jej z mojego magnetofonu.

Ona dała mi też pojęcie co zespół grał podczas pierwszych edycji festiwalu Metalmania. Polscy fani już wtedy opowiadali się za bardziej ekstremalnymi odmianami metalu. Turbo szło z duchem czasu.

Osiedlowe środowisko metalowców wtajemniczyło mnie w nowe, dla mnie, odmiany metalu. Dzięki wzajemnemu wsparciu w moje ręce wpadły składanki z nagraniami zespołów, które w latach 1986-1988 prezentowały się na deskach katowickiego Spodka. Wśród nich było również Turbo.

Ostatni grzeszników płacz rzucił mnie na kolana! Ma cały regulator słuchałem perkusyjnego solo na wstępie Ostatniego wojownika. Turbo rządziło!

Gdy pewnego dnia znalazłem się w zabrzańskim domu znajomego, pozwolił mi przejrzeć swoje płyty. W pokaźnej kolekcji znalazłem licencjonowane wydania koncertowego albumu Live After Death Iron Maiden, Keeper Of The Seven Keys part 1 Helloween i Kawalerię Szatana Turbo.


Ten ostatni tytuł od razu został skopiowany na kasetę. W trakcie nagrywania słuchałem jej z ciarkami na plecach. Koniec pierwszej strony, pauza kasety, obrót płyty i Ktokolwiek bierze miecz, zginie od mieczy... ile fragmentów muzycznych wywołało takie emocje jak ten utwór i cała zawartość tej wybitnej płyty??!!

W tamtych latach oczywiste było, że kupię każde wydawnictwo na okładce, której będzie logo Turbo. Dotyczyło to zarówno takich perełek jak Dorosłe dzieci... i inne ballady oraz okres romansu z deathową stroną metalu.

Kawaleria szatana ustępowała produkcją zachodnim jedynie swoją okładką. Wspomniany album koncertowy Iron Maiden to pod tym względem dzieło sztuki! Najlepszą okładkę z dyskografii Turbo ma płyta Dead End. Do dziś jest jedną z najlepszych, a muzyczna zawartość?

Z prasy wiedziałem już, że to wydawnictwo nagrane jest bez wokalisty Grzegorza Kupczyka, który poszedł swoją drogą. Za mikrofonem stanął Robert Litza Fredrich. Ja zagorzały kibic Acid Drinkers akceptowałem takie rozwiązanie. Nieco gorzej przyjąłem kolejny materiał. One Way Wojciech Hoffmann nagrał z całkowicie nowym składem.

W 2000 roku słuchałem dalej Turbo, każdej płyty, którą wydali do tej pory. Z radością przyjąłem wiadomość o reaktywacji składu z Grzegorzem Kupczykiem. Nadchodził Awatar.

W 1994 roku Grzegorz Skawiński, zrobił sobie przerwę od Słodkiego miłego życia i założył zespół O.N.A. Debiutancka Modlishka jest dobrą hard rockową płytą. Kolejne różniły się od siebie. Za każdym razem gdy przyszło mi posłuchać nowego wydawnictwa przypominało mi się Turbo. Ostatnia płyta grupy, Pieprz szla z duchem czasu, będąc pod wpływem nu metalu i brzmienia Pantery. W czasie komponowania powrotnej płyty, Wojciech Hoffmann też wiedział co w ekstremalnym rocku piszczy.

Spotkanie z zespołem Turbo, Katowice 2011-05-16, Empik. Grzegorz Kupczyk, Bogusz Rutkiewicz, Wojciech Hoffmann
Spotkanie z zespołem Turbo, Katowice 2011-05-16, Empik. Na zdjęcie: Grzegorz Kupczyk,
Bogusz Rutkiewicz, Wojciech Hoffmann, autor, zdjęcie: źródło własne 
Awatar wzbudził kontrowersje. Żadna to nowina w przypadku Turbo. Mnie przypadł do gustu. Płyta broni się, jest żywiołowa, energetyczna. Lubię ją, w przeciwieństwie do kolejneś Tożsamości.

Nie pamiętam już czy czas, w którym wróble zaczęły ćwierkać o kolejnej płycie zespołu. To, że zespół wracał do klimatu Kawalerii szatana było oczywiste. Zawsze wracał, tylko dziwnym trafem zawsze szedł do przodu. Gdy w 2004 roku ukazała się płyta Tożasamość pominąłem dziś premiery. O mały włos a rozminąłbym się z płytą i nie poznał jej wcale. Ona sama nie pozwoliła mi na to.

Na portalu Interia.pl pojawił się konkurs. Odpowiedziałem, wypełniłem formularz i wysłałem. Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że stałem się posiadaczem płyty Tożsamość grupy Turbo. CD było nagrodą w konkursie. Chciał nie chciał posłuchałem.

Turbo zatraciło tożsamość, której podstawą był jej brak. Zespół zawrócił i ruszył w podróż do miejsca gdzie było mu najlepiej. To była słuszna decyzja. W chwilę potem z grupą pożegnał się Grzegorz Kupczyk. Ja również poszedłem swoją drogą.

Wojciech Hoffmann jako niekwestionowany szef Turbo i wybitny gitarzysta przez lata potrafił umiejscowić zespół w miejscu i czasie. Każda płyta była inna. Dziś zespół tworzy coś co nie wychodzi poza ramy heavy-thrash metalu. Z nowym wokalistą Tomaszem Struszczykiem wydaje płyty, koncertuje i tylko od czasu do czasu kusi specjalnymi koncertami i trasami, a to całą płytę Kawaleria szatana, a to trasa gdzie odgrywano całego Ostatniego wojownika. Do tego koncerty w doborowym towarzystwie.

Zetrzyj Krew i Graj dalej. Historia zespołu Turbo Filip Bogaczyk
Zetrzyj krew i Graj Dalej. Historia zespołu Turbo.
Filip Bogaczyk, zdjęcie: okładka książki

Szanuję Turbo, wracam do znanych i lubianych, z przyjemnością sięgnąłem po książkę Filipa Bogaczyka Zetrzyj krew i graj dalej. Historia zespołu Turbo. To skrupulatnie przygotowana i rzetelnie napisania historia trzech formacji. Obok Turbo autor obszernie wspomina o Non Iron i CETI, zespoły, których historie przeplatają się ze sobą.

Nie brakuje też sporych wzmianek o historii polskiej muzyki rozrywkowej, począwszy od jej kolebki. Jeśli chcecie poznać co ukształtowało muzyczne wnętrze bohaterów książki nie możecie pominąć tych fragmentów, nawet kolejny raz, ponownie musicie przeczytać o Czesławie Niemenie, Czerwonych Gitarach, czy zalążkach rocka na początku lat osiemdziesiątych. Jednak wtedy zaczyna się tak naprawdę główna akcja książki Zetrzyj krew i graj dalej. Historia zespołu Turbo.

Grupa startowała w momencie gdy sale koncertowe wypełnione były do ostatniego miejsca przez wielbicieli Perfectu, Lady Pank, Maaanam, czy TSA. Turbo również zdarzało się grać po dwa koncerty w jednym dniu. Filip Bogaczyk stara się wyjaśnić dlaczego kariera zespołu nie szła właściwymi torami.

Wojciech Hoffmann rekonstruował skład. Na jego drodze stanął pewnego dnia Tomasz Dziubiński, szef Metal Mind Productions, z którym Turbo związał się na lata. Do końca lektury, za każdym razem gdy padło nazwisko prezesa MMP zastanawiałem się ile miałby do powiedzenia na łamach Zetrzyj krew i graj dalej. Historia zespołu Turbo? Może książka byłaby wreszcie pretekstem do wyjaśnienia wielu sprawy.

Spotkanie z zespołem Turbo, Katowice 2011-05-16, Empik. Na zdjęcie: Grzegorz Kupczyk,
Bogusz Rutkiewicz, Wojciech Hoffamnn, autor. Zdjęcie: źródło własne
Na pewno jedno co różni tą książkę od innych publikacji i wzmianek o Dziubie to postanowienie oczywistej tezy. Zarzucano managerowi, że zespoły aby coś osiągnąć musiały podpisać niekorzystne kontrakty, lub firma nie wywiązywała się z obietnic. Nikt jednak nie postawił pytania, czy z tego metalu były w ogóle jakieś zespoły. W Zetrzyj krew i graj dalej. Historia zespołu Turbo wiele możecie się na ten temat dowiedzieć.

Lektura książki o Turbo rzuca cień raczej na Grzegorza Kupczyka. Przede wszystkim podkreślić należy, że sposób publikacji stawia wysoko książkę Filipa Bogaczyka pod względem szczerości. Czytelnik sam wyciąga wnioski. O tym, że ex wokalista Turbo, lider CETI ma taki żal do świata o swoją pozycję w branży, ale i status społeczny można było domyśleć się z niejednej wypowiedzi, ale żeby tęsknić wręcz za komuną?! Zalatuje to lekkim nieudacznictwem.

Grzegorz Kupczyk jest jednym z najlepszych wokalistów metalowych. Fakt, że kariera nie kręci się wspaniale tego nie zmienia. Oczywiście nikt nie żyje z poklepywania go po plecach, ale też żale są jakieś takie… odpychające. Osierocił Turbo, pozbawił zespół swojej barwy, tracąc przy tym dobre kompozycje. Wojciech Hoffmann jest gdzie jest, ale robi swoje, pogodzony z pozycją jaką ma zespół.

Zetrzyj krew i graj dalej. Historia zespołu Turbo to podróż sentymentalna, ukazująca wiele nowych aspektów w karierach Henryka Tomczaka, Wojciecha Hoffmanna, Bogusza Rutkiewicza i Grzegorza Kupczyka. Chcą czy nie ich losy są splecione. Filip Bogaczyk, nitka po nitce, węzeł po węźle, bez owijania, słodzenia, wykonał kawał wspaniałej roboty. Obok Raportu o Acid Drinkers Leszka Gnoińskiego to kolejna, godna polecenia publikacja o poznańskiej scenie metalowej, której w latach osiemdziesiątych XX-go wieku dorównywała tylko śląska. Polecam!
___
Książka Zetrzyj krew i graj dalej. Historia zespołu Turbo, autor Filip Bogaczyk, wydawnictwo Kagra, Poznań 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz